U Wieniawy - polska kuchnia oficerska

Jesień to magiczna pora roku. Ja osobiście uwielbiam ją nie tylko za feerię kolorów, ale przede wszystkim za zapach liści, które powoli zaczynają się rozkładać. Wiem, dziwny jestem, ale cóż poradzić. Jesień to również czas nie tylko gęsiny ale i kaczki. Obie te mieliśmy przyjemność zamówić w jednej z najwybitniejszych miejsc na kulinarnej mapie Warszawy.

Uznałem, że wizyta ta była tak udana, że grzechem byłoby nie napisać o niej kilku słów. Serdecznie zapraszam do lektury.


Archiwum fotograficzne Narcyza Witczaka-Witaczyńskiego
Na początku może coś o patronie restauracji. Bynajmniej nie jest to znana z telewizji Julia Wieniawa. Chodzi o Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, generała dywizji Wojska Polskiego, dyplomatę oraz osobistego adiutanta Józefa Piłsudskiego. A do tego literat oraz tłumacz literatury, człowiek kultury. Odznaczony licznymi orderami o nagrodami o których można byłoby napisać kilka książek. 
Nie będę udawał, że jestem historykiem, więc po głębszą informację na temat tego jegomościa zapraszam na stronę restauracji, gdzie dowiecie się, czemu ta postać była tak ważna wśród warszawskich restauratorów. Powiedzieć, że był to człowiek charakterystyczny i przebojowy, to jakby nic nie powiedzieć.
Pierwsza myśl po wejściu? Że chyba przeniosłem się do filmu Zaklęte rewiry. Ktoś jeszcze pamięta to dzieło? Te detale, dekoracje, kolory i klimat. Spektakl zaczyna się już przy drzwiach, najpierw szatnia, potem lawirowanie między eleganckimi stolikami na nasze miejsce. I wiecie co? Dostaliśmy chyba najlepszy stolik na sali. Z galerii widzieliśmy wszystko. I mimo, że nie zamówiliśmy żadnego dania przygotowywanego przy stoliku, to dzięki miejscówkom VIP mogliśmy podglądać z niewielkiego dystansu kucharza, przygotowującego potrawę komuś innemu. Świetna sprawa!



Herbata zimowa z konfiturą z rabarbaru
Nienawidzę grzańca, herbat goździkowych, jabłkowych, cynamonowych. Kojarzą mi się z piciem ciepłej szarlotki. Całkowicie nie moje klimaty. Mimo to, ta była tak dobra, że nie wiem, czy to nie jakieś kłamstwo. No bo jakim cudem ona smakowała tak dobrze? No jakim? Dosłodzona konfiturą z rabarbaru była wręcz idealna.





Tatar z gęsiny z sosem śliwkowo-kawowym
Mnie osobiście skusił sos, bo chociaż jadłem już podobne to ciekawiło mnie w którą stronę, słodką czy kawową, pójdzie szef kuchni. Okazało się, że oba aromaty były zbalansowane i chociaż oba były wyczuwalne to żaden nie dominował. Co do samego tatara... POEZJA, delikatne mięso, nie przesiekane i nie tablerowane za długo, co wciąż nie jest oczywiste w wielu lokalach. Gęsina, kto by pomyślał, że taki z niej dobry tatar.





Cynaderki cielęce w śmietanie z czosnkiem i zieloną pietruszką
Najcudowniejsze, najdelikatniejsze, najkremowniejsze i inne ejsze... Danie dnia, które zapamiętam na długo. Szczerze powiedziawszy, to cynaderki były bardzo podobne konsystencją do krewetek. Do tego sos śmietanowy z czosnkiem i pietruszką, czyli to co jest bardzo często ze skorupiakami łączone. Mógłbym się w tym sosie wytarzać a i tak byłoby mi mało. Jeżeli będziecie mieli okazję, to koniecznie wpadnijcie chociażby tylko na to danie.




Gołąbki po biłgorajsku z kaszą gryczaną i grzybami
Smaczna potrawa, chociaż czegoś mi ewidentnie brakowało w farszu. Może to kwestia, że jako zadeklarowany mięsożerca postanowiłem podejść do zagadnienia, jakim jest danie wegetariańskie. Jakiś może akcent słodki albo kwaśny w farszy zaspokoiłby moje dziwne zachcianki? Sos świetny, aromatyczny, muślinowy, bardzo grzybowy.




Pół kaczki podane w sosie żurawinowo imbirowym, gruszką duszoną w szafranie i kopytkami
Żurawina z imbirem, połączenie sensacyjne, zaskakujące, wręcz flirtujące z resztą dania. Chociaż jak dla mnie to dodatek gruszki był zbędny, bo nie miała jakiegoś głębszego smaku. Kopytka za to w punkt, nie za miękkie, nie za twarde. Może nieco za małe... ale to jak zwykle moje widzimisię. Z technicznego punktu widzenia, warto też zaznaczyć, że kaczka była prawidłowo wytrybowana, nieposzarpana przy wyjmowaniu kości, jak to bywa w podrzędnych knajpkach próbujących konkurować z tymi wybitnym(np. z Wieniawą).


W czasie posiłku raczyliśmy się wybornym winem Świętomarcińskim z winnicy Turnau, oczywiście zaproponowanym przez obsługę. Lekkie, rześkie, wytrawne białe wino. Świetnie komponowało się niemal ze wszystkimi potrawami.

Nalewkowa trójca, którą wybraliśmy do degustacji. A raczej którą wybrał dla nas Kelner, ponieważ zdaliśmy się na jego doświadczenie. Nie zawiódł nas i tym razem.

MirabelkaWiśniaKrzeska

                                                    Mirabelka                 Wiśnia                   Krzeska

Najlepsza z nich to moim zdaniem mirabelkowa, zdecydowanie. Uwielbiam posmak pestek w trunkach. Ten anyżkowo-drewniany aromat. Jeżeli chodzi o wiśnię, to wolę wersję na ciepło, chociaż ta była smaczna. Krzeska? Uplasowała się na środkowym miejscu. Ziołowa, chociaż ciężko określić z jakich ziół. Możliwe, że było ich po prostu za dużo, przez co zatraciły swój indywidualny charakter. Nie zmienia to faktu, że bardzo smaczna.

Może na koniec jeszcze słów kilka o obsłudze. Widać, że to fachowcy w każdym calu. Od wejścia do wyjścia cały czas ktoś się nami zajmował. I nie chodzi tutaj o taki nachalny sposób, że bez przerwy pada pytanie czy wszystko jest w porządku. Na zadane pytania kelner odpowiadał rzeczowo, sugerował dania i napoje, ale nie narzucał niczego. Ciężko jest znaleźć cokolwiek, do czego mógłbym się przyczepić, a kto czytał wcześniejsze moje wpisy wie, że czasami lubię to robić. Takiej obsługi jak U Wieniawy nie spotkacie w wielu restauracjach, nie tylko warszawskich, ale na pewno w całej Polsce. Warto więc odwiedzić to miejsce nie tylko dla dań, ale i dla ludzi tam pracujących. 

5/5 bezdyskusyjnie. 


Pozdrawiam i życzę smacznego dnia. :D

Kacper T. ;)





Plac Piłsudskiego 9
tel: 573 000 526
www.uwieniawy.pl
biuro@uwieniawy.pl

Komentarze